Rzuciłam wszystko i pojechałam w Bieszczady kawalerką na kółkach [RELACJA] Natalia Gomułka. 19 listopada 2022, 07:17. KOPIUJ LINK. "Kampera albo się pokocha, albo znienawidzi" — usłyszałam te słowa niejednokrotnie od doświadczonych kamperowiczów przed moją pierwszą podróżą "domem na kółkach". Muszę przyznać, że Cykl: Przebudzenie zmarłego czasu (tom 1) Średnia ocen: 6,5 / 10. 461 ocen. Czytelnicy: 889 Opinie: 131. + Dodaj na półkę. Kup książkę. Stefan Darda to nazwisko znane każdemu miłośnikowi powieści grozy w Polsce. Słynna, kultowa już trylogia o Wyrębach, ostatnio lansowany „Cymanowski Młyn” jako połączenie horroru i Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady! Zregeneruj siły na łonie natury, oczyść umysł, rozpieść oczy pięknymi widokami. Mało jest w Polsce sielskich miejsc, takich jak Bieszczady. Bieszczady to jedno z najbardziej relaksujących miejsc w Polsce. Turyści nie przybywają tam tak tłumnie jak np. w Tatry, co pozwala na całkowity odpoczynek See more of A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady ? on Facebook. Log In. Forgot account? Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury Sportu i Rekreacji w Gniewkowie zaprasza na pięciodniową wycieczkę w Bieszczady. Wyjazd zaplanowano na 12 października, a w programie m. in. przejazd Dużą Bieszczadzką Pętlą, wizyta w cerkwi w Smolniku, spacer po Bieszczadzkim Parku Narodowym, wizyta na Zaporze Myczkowieckiej, zwiedzanie Sanoka, przejazd Bieszczadzką Ciuchcią, spacer do Ruin Klasztoru Właśnie wróciłem z wyjazdu na Bali. Poleciałem tam ze znajomym na zasadzie "work and travel". Przed wyjazdem który wyszedł dosyć spontanicznie znalazłem Polaka który mieszka tam na stałe. A gdyby tak rzucic wszystko i wyjechać w # Bieszczady? 🤔 A potem do domu wrócić pieszo? No dobra. Może nie do domu, ale chociaż do Ustronia? 😁 Czy jest ktoś chętny na czerwcowe # GSB? Jest jeszcze trochę czasu na poprawę kondycji. 🏋‍♂️ A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Opublikowano: pt, 3 gru 2021 16:30 Aktualizacja: sob, 4 gru 2021 09:55 Tracimy ten flow w wykonywaniu rzeczy dla nas ważnych. Czasem nawet mam poczucie, że to nie ja rządzę swoim życiem, a właśnie te wszystkie rozpraszacze, które o nas walczą. To teraz my powalczymy z nimi. Wyrwij/wyloguj się. W tytule widzisz Bieszczady, ale to nie o Bieszczady mi chodzi. Po prostu się wyrwij. Letni Park Zabaw przy Wyszyńskiego 15 będzie działać cały tydzień- od poniedziałku do niedzieli w godzinach 10.00-18.45. Wstęp na teren parku jest płatny. Zasady sanitarne sCSknI. …nad jezioro? Ruszyliśmy, bo nie mogliśmy już wytrzymać. Zima dała się szczerze znienawidzić. Jazda w słońcu stanowiła najsilniejszy kopniak, jaki mogliśmy wymierzyć w jej okropną gębę. Dodatkowo był to jeden z tych wyjazdów, gdzie mniej oznacza więcej. Mniej bagażu, mniej pewności, mniej komfortu. Za to o wiele więcej szczerych jak woń czosnku doznań. Jezioro jest niedaleko Jedwabna. Z Warszawy, raptem sto osiemdziesiąt kilometrów. Ale kilometry przejechane zabytkiem smakują podwójnie. Spakowaliśmy więc trochę narzędzi i kilka części na wszelki wypadek, wkręciłem nowe – oryginalne świece made in CCCP i zatankowałem do pełna. Rankiem wystarczyło jedno kopnięcie i już mogliśmy obrać kierunek na Legionowo. Inni pojechali ładną, ale popularną trasą. Ja nie chciałem widzieć TIRów, śpieszących się konsumentów mainstreamu i przydrożnych reklam. Ponadto prędkość podróżna obciążonego zaprzęgu, napędzanego dolnozaworowym motorem nie imponuje nawet wśród fanów epoki PRL. W związku z tym jak najszybciej zmieniliśmy szlak na bliższy rowerom niż samochodom. – To Iż? – Nie, Emka – odparłem człowiekowi, który podszedł nawiązać kontakt z przybyszami z daleka, stojącymi na rozstaju gruntowych dróg. – Ma wsteczny bieg? – Nie, Emka nie miała. – A kumpel miał taką to miała, niemiecka Emka. – Emka jest ruska – odruchowo naprowadziłem na właściwy trop. – Emka ruska? W życiu! Emki są niemieckie. Iże były ruskie. Miał kumpel Emkę niemiecką i ona miała wsteczny bieg. – Niemożliwe. – No przecież mówię, że miała. – To ja chyba nie znam tego modelu. Znowu jechaliśmy wznosząc za sobą tuman kurzu. W pewnym momencie na naszej drodze stanęła rzeka. Mając za sobą spory kawałek gruntówek nie chcieliśmy zawracać. Podjęliśmy ryzyko. Rzeki do pokonania brodem to w dalekich od cywilizacji zakątkach normalna rzecz. Latem taka przeszkoda sięga raptem do kostek. Wczesną wiosną, zwłaszcza dla starych motocykli to większe wyzwanie. Marek się poświęcił. Zdjął buty i wytyczył szlak. Ta rzeczka, w najgłębszym miejscu sięgała kolan. Jedno było pewne. Nie zawracamy, ale za chwilę będziemy suszyć i wylewać wodę z trzewi motocykla. W połowie rzeki musiałem zeskoczyć i pchać. Temperatura wody wlewającej się górą do trepów nie zrobiła na mnie wrażenia. Większe wywarła ta wlewająca się do gaźników. Na szczęście, kilka czynności ogólnotechnicznych i dwadzieścia minut później, jechaliśmy dalej. – Marek, ale śmierdzisz Emką. Jak Ci się jechało? – zapytał mojego pilota Paweł, kiedy wjechaliśmy na kemping nad jeziorem. – Fajnie, ciepło nie było, ale fajnie. Paliłem paierosy, skrolowałem socjale, relaks. – Jasne, że fajnie. Mogłeś robić to samo, co w domu ale jadąc motocyklem. W bagażniku wózka miałem wino. Nie, nie tanie. Z takiego wyrosłem. Z Andrzejem jadącym trasą szosową na swym GL 1100 ustawiłem się na konsumpcję czerwonych trunków i zagryzanie oliwkami. Taki nasz manifest sympatii do kultur południa. Zagrało, napoczęliśmy cztery rodzaje. Był jeszcze wędzony węgorz, ponieważ jak się okazało nie tylko my lubimy zaczerpnąć czegoś dobrego. Andrzej zasnął przy swej maszynie. Ja, podobnie jak Marek i jeszcze kilku z nas wybrałem klasę biznes i rozbiłem namiot. W nocy było siedem stopni, ale spaliśmy jak tłuste bobasy. W tle trzeszczał ogień i cichły rozmowy pozostałych. Te dwa dni, po raz enty udowodniły mi, że lubię kombinacje rzeczy prostych, ale osiągalnych przy pewnym stopniu komplikacji. Mimo faktu, że nie zamykałem sezonu i nawet zimą zdarzało mi się pojeździć motocyklami, poczułem, że coś zainaugurowaliśmy. To coś to jakaś wersja otwarcia sezonu wagabundów, tułaczy, fanów szuwarów, miłośników odludzi oraz vanlifersów. Od tego wyjazdu wciąż układam trasy, kombinuję jak dotrzeć w nieznane i jakimi obejściami to zorganizować. Znowu, moją ulubioną rozrywką jest oglądanie map. Jeżeli liczysz na pasmo przygód czy feerię psujących się podzespołów w sowieckim zaprzęgu, to muszę Cię rozczarować. Emkę przede mną miał gość znający się na rzeczy. Ja kilka spraw domknąłem i zadbałem o nią jak o większość swoich motocykli. Zatem droga powrotna miała dwa etapy. Pierwszy wiódł z kempingu na stację benzynową w Jedwabnie. Drugi, do Warszawy. Silnik zgasiłem dopiero pod domem. W związku z tym przez całą trasę mogłem knuć, gdzie pojadę tym sprzętem następnym razem. Mazurek Zdjęcia i film: Michał Mazurek To nie był pierwszy taki wyjazd: POD KAWAŁKIEM BREZENTU Ta dość nietypowa historia zaczyna się w Islamskiej Republice Iranu, na północ od Teheranu, w górach Elbrus, a kończy w pokrytych świeżym śniegiem Bieszczadach. Iran to kraj czterech pór roku. Jeszcze wczoraj, blisko granicy z Irakiem, 1000 km stąd, doskwierał mi grubo ponad 30-stopniowy upał. Dzisiaj ubrany w ciepły softshell, lekko trzęsąc się z zimna, jadę autobusem w stronę Morza Kaspijskiego i podziwiam piękne górskie widoki. Mijane lasy porastające zbocza przebierają się już w kolory zaawansowanej jesieni. Ich żółto-czerwone liście, w połączeniu z orzeźwiającym chłodem górskiego powietrza, kojarzą mi się z Polską i niespiesznym wypoczynkiem w jednych z naszych rodzimych pasm górskich. Bez chwili wahania, wiedziony sentymentalną refleksją, podejmuję decyzję, że po moim powrocie do kraju jedziemy w Bieszczady, aby rodzinnie przywitać Nowy Rok. Mając jeszcze w pamięci smak irańskich kebabów, dojadamy świąteczne pierogi, by wyruszyć wczesnym rankiem w stronę Wielkiej Rawki – szczytu na pograniczu polsko-ukraińsko-słowackim wznoszącym się nieco ponad 1300 m Można śmiało powiedzieć, że to już sam koniec Polski. Rankiem nieśmiało poprószył śnieg, przykrywając okolicę delikatną białą warstwą. Parkujemy samochód na przydrożnym parkingu. Ponieważ podróżujemy z naszym 2,5-letnim synkiem, nie planujemy zdobywania samego szczytu. Na cel, weryfikujący nasze wspólne możliwości, wybieramy niedalekie schronisko, które według wskazówek znajomych miało się znajdować kilkanaście minut drogi stąd. Ruszamy! Nasz mały turysta nie daje się przekonać do niesienia w nosidle przystosowanym do górskich wędrówek. Wybiera bardziej tradycyjną formę transportu na moich rękach... Jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało, widoki olśniewają. Promienie słońca rozświetlają nasze twarze, lekki mróz szczypie w policzki. Przecinamy pobliską rzeczkę i zaczynamy powoli piąć się ku górze. Cieszymy się wspaniałym uczuciem odosobnienia i osobistego kontaktu z naturą. Dziwi nas tylko, że okolica robi się coraz bardziej dzika – przecież gdzieś nieopodal powinno być schronisko, a zatem namiastka cywilizacji. Zahipnotyzowani krajobrazem i aurą kontynuujemy jednak wędrówkę. Po blisko godzinie decydujemy się na odpoczynek. Nasz mały bohater zdaje się coraz wyraźniej sugerować, że chce już wracać. Nie widząc perspektyw na ciepłą herbatę w schronisku, decydujemy się na odwrót. Droga powrotna mija nieznacznie szybciej niż wędrówka pod górę. Wkrótce docieramy do miejsca rozpoczęcia dzisiejszej przygody. Chwilę później grzejemy się w przydrożnej karczmie, którą mijaliśmy nieopodal w wiosce. Postanawiam zasięgnąć języka w celu rozwikłania zagadki schroniska widmo. Rozwiązanie okazuje się znacznie prostsze i mniej magiczne, niż przypuszczaliśmy. Nasz spacer rozpoczęliśmy po prostu nie w tym miejscu co trzeba. Podejście do schroniska było kilkaset metrów dalej od naszego punktu startu. Co prawda mieliśmy szansę tam trafić, jednak wymagałoby to większej konsekwencji w naszej wspinaczce i pokonania najpierw szczytu samej Wielkiej Rawki. Obiecujemy sobie przyjechać tu następnym razem i dokończyć wędrówkę. Pomysł zyskuje aprobatę również u najmłodszego członka naszej górskiej ekipy. A może rzucimy wszystko i pojedziemy w Bieszczady na dłużej? Kto wie. W końcu takie pomysły mogą powstać gdziekolwiek. Nawet w Iranie... Więcej możesz przeczytać w 11/2016 (14) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”. Zamów w prenumeracie Warning: chmod(): No such file or directory in /usr/home/workwork/domains/ : runtime-created function on line 1 Fatal error: file_get_contents() (in eval) has been disabled for security reasons in /usr/home/workwork/domains/ : runtime-created function on line 1 Fatal error: file_get_contents() (in eval) has been disabled for security reasons in /usr/home/workwork/domains/ : runtime-created function on line 1